Zobaczcie tylko w jakich ciekawych czasach dziś żyjemy. Mnóstwo firm w IT teraz, “wysłało” pracowników do pracy z domu, bo musiało. Wiele z tych firm, przed pandemią, w najlepszym razie, pozwalało na pracę zdalną raz w tygodniu, miesiącu, a czasem wcale. Teraz one, dziwnym trafem, wciąż działają, choć “miejsce kultu”, w postaci biura, przestało być dostępne. I co teraz? Teraz one są 100% remote! Przynajmniej na chwilę…

 

Praca zdalna dla pewnych firm z branży była zazwyczaj postrzegana jako jakaś aberracja. Tak, Ty, programisto, administratorze, rekruterze, pracowniku biurowy, czy kto tam jeszcze w firmie był, musiałeś/aś wstać o jakieś godzinie, ubrać się, zjeść jeśli udało Ci się zdążyć i “rypać” się przez miasto komunikacją miejską, jak “przyzwoity” obywatel, co nie robi niepotrzebnego tłoku i smogu na ulicach swoim samochodem.

 

A gdzie to przemieszczanie? Do biura. Do miejsca, gdzie “zbiorą” się inni z Twojego zespołu, firmy. Oni też musieli się rypać, to samochodami, to komunikacją publiczną, nieliczni pieszo, rowerem czy hulajnogą. Ale stracili swój czas i są tam gdzie Ty. Chciałoby się rzecz, że są tam gdzie Ty, by robić przewagę nad konkurencją, która nie ma swoich biur. Ale to już byłoby bajkopisarstwo.

A co tam w biurze ciekawego? Kawa, herbata, to wiadomo, rozmowy, integracja. A esencja, czyli praca? Wiadomo: e-maile, czaty, slacki, systemy kontroli wersji, jiry, współdzielone dokumenty, software do calli czy meetingów, IDE do programowania.

Cały ten software nie wymaga od Ciebie pracy w konkretnym miejscu (chyba, że firma ma taką licencję, no wtedy to gratulacje), on ma to zwyczajnie gdzieś. Naprawdę. Świat nie zginie, jeśli odpalisz go z domu, zwłaszcza jak to software dostępny z przeglądarki. Spróbuj. Przekonaj się. Świat wciąż będzie istniał. Twoja firma też będzie istniała.

Że niby f2f w biurze przegadasz z kimś jakieś taska w jirze albo zmiany w MR/PR? Jasne, ale skończy się na czymś w stylu “dopisz tam te uwagi, bo jeszcze zapomnimy”. Czyli i tak “streszczenie” meetingu wyląduje w jakimś systemie, chyba, że to meeting dla samego meetingu, czyli bezproduktywny i marnujący jedynie czas.

I nawet w sytuacji, jak pracujesz dla klienta X, który jest dajmy na to w Stanach Zjednoczonych, który Cię nie widzi, który nie wie, czy Ty pracujesz z domu rodzinnego, małżeńskiego, kafejki, plaży czy biura, zdarzają się firmy, co zabraniają pracy zdalnej i to nie z powodu “wymogu” klienta. Jest tu jakaś głębsza logika? No chyba nie.

A co dalej? A no “wysiadujesz” te przysłowiowe dupogodziny i powrót do domu, jak inni. Jak mieszkasz w dużym mieście i wrócisz do domu w czasie do 30 minut, bo Twoje autobusy i tramwaje nie mają dużych korków - gratulacje, masz spore szczęście!

Ale nawet mimo tego szczęścia, to wciąż godzina w plecy dziennie. A wielu tak traci więcej, nawet 2 godziny dziennie.

Codziennie, dzień w dzień, do nowoczesnych biur firm IT, z młodymi dynamicznymi zespołami, z zestawem superzwinnych praktyk, z piłkarzykami i owocami, przyjeżdża bez potrzeby mnóstwo osób.

I czasem, te osoby, mają okazjonalną pracę zdalną i wszystkie najwazniejsze narzędzia działają tak samo dobrze w domu, jak i w pracy, bo to ten sam laptop jest. I tak się to kręci, aż przychodzi wirus…

Nagle nasz świat się załamuje, bo 5 dni w tygodniu jest możliwe i firma …działa. Nie stoi jak gastronomia, transport czy inne branże. Działa, bo może. Bo ma taką możliwość, której inne branże nie mają.

Przez wirusa, który dosłownie zatrzymuje kraje, nagle odkrywamy niby oczywiste rzeczy - że nie musimy tłoczyć się na drogach, stołówkach, że nie musimy wcześnie wstawać do pracy, że nie musimy tracić czasu na dojazdy.

Małe białko, które nawet nie spełnia wszystkich definicji życia, nas tego uczy dziś.

Śmiejemy się, że nasze polskie szkoły musiały się błyskawicznie “unowocześnić” w tych czasach. Robią to po omacku, często prywatnym czasem nauczycieli, w jednej szkole wybiorą Zooma, w innej Skype, w jeszcze innej HalfLife z VR, ale jakos prą do przodu, bo epidemia na nich to wymusiła. Nie było innego wyjścia.

Ale dlaczego nie śmiejemy się z zastoju super-hiper nowoczesnych firm IT, agiloscrumowocośtam zwinnych, niby liderów rynku i piewców owocowych dni i piłkarzyków w biurze, że nie wiedzą co to praca zdalna, albo tego nie chcą?

Oczywiście, istnieją osoby, które świetnie się czują w biurze lub które, z jakichś względów, nie mają warunków do pracy z domu. Wszystko w porządku, niech dla takich właśnie osób firmy utrzymują swoje, zapewne dużo mniejsze biura, to już będzie dla firm taniej. W ten sposób można dać wybór: ci co chcą, niech pracują z domu, ci co nie - niech pracują sobie z biura (uwaga na problemy z współpracą takich “mieszanych” zespołów biurowo-zdalnych). Niech ludzie mają wybór, to już wiele zmieni w tym świecie dzisiejszych stosunków pracy.

Pandemia się kiedyś skończy, obostrzenia się kiedyś skończą. Co pozostanie wtedy? Część ludzi się otrząśnie, zobaczy, że te codzienne dojazdy, to nie wiadomo na co były i po co. Zaczną zadawać niewygodne pytania. Odpowiednie działy “nowoczesnych” firm będą prawdopodobnie przygotowywać odpowiednie formułki, jak to sytuacja była wyjątkowa i niezależna od firmy, ale teraz business as usual i musimy wrócić na “utartą ścieżkę stagnacji”.

 

Oby nie, oby to był impuls do poważnych zmian. Zwłaszcza mentalnych. Tego wszystkim życzę.

 

Aktualizacja wpisu po paru miesiącach: coraz więcej firm, zwłaszcza IT, dostrzega zalety modelu pracy zdalnej i po pandemii, prawdopodobnie przejdzie na częściową lub całkowitą pracę zdalną. Nic tylko się cieszyć, bo na naszych oczach dzieją się ważne zmiany.

Powoli zaczyna umierać stara, zaśniedziała metodyka: musicie siedzieć w biurze, musicie się w nim stłoczyć, my wiemy, że efektywnie pracujecie może 3-4 godziny, ale i tak chcemy Was widzieć cały dzień, choć sami nie wiemy w sumie po co.